KRAKÓW NOWA HUTA

"Ogromny Plac Centralny jak Plac Czerwony w Moskwie, monumentalne socjalistyczne gmachy jak te jeszcze niedawno widziane w Katowicach, posiane wysokimi blokami sypialnie - jednym słowa duma socjalistycznych budowniczych! Tak to sobie właśnie wyobrażałem. I się zdziwiłem..."


Piątek wieczór, piątek późny wieczór, zamyka się jedno oko, zamyka się drugie oko. Pociąg dopiero po 2, Hmmm: – No może na chwilkę się przykryje i zdrzemnę. Dla bezpieczeństwa budzik nastawiony. Nastawiony i sprawny - budzi raz, budzi drugi raz, budzi trzeci raz. Za czwartym razem budziły mnie chyba już niebiosa. Otwieram oko. - O kurczaki (czy jak tam zwał)! J Do pociągu zaledwie godzina a ja niespakowany! Szczęściem najważniejsze rzeczy już przygotowane na stole, szczęściem do dworca mam tylko 20 minut, szczęściem o bilecie pomyślałem i zakupiłem już wcześniej. Nerwów troszkę mi to zjadło ale przestroga dla przyszłego planowania podroży - wyjazd o takiej porze może być ryzykowny.  Na dworzec dotarłem na ostatnia chwilę. Tym razem nie musiałem się jednak stawić wcześniej na peronie, by zająć strategiczną pozycję w walce o miejscówkę, tym razem nie musiałem drżeć o to, czy będę całą podróż stał. Obydwa nocne kursy, i do Warszawy, i z Warszawy do Krakowa wymagały obowiązkowej rezerwacji miejsc. I tak z jednej strony dopłaciło się 10 złotych do biletu podróżnika. I tak z drugiej jednak strony opłaciło się to tym razem na pewno.  Jestem zwolennikiem takich opcji zwłaszcza w nocnych pociągach, zwłaszcza, że w sytuacjach wolnej amerykanki niekiedy bitwa o miejsca nie kończy się powodzeniem i trzeba całą podróż spędzić na korytarzu. TLK ze Szczecina do Warszawy. Mój wagon, mój przedział i wreszcie moje miejsce przy oknie, specjalnie wybrane by móc się chociaż oprzeć podczas prób znalezienia pozycji do spania… zajęte. Nie robie jednak afery i siadam po środku, zwłaszcza, że do dyspozycji były dwa i jedno zajęła torba. Ta pod moja pachą powinna być znacznie bezpieczniejsza niż na półce. Mimo tej zalety, siedzenie na środkowych miejscach zostało okupione stanem moich starych kości, które podczas ćwiczenia kolejnych dogodnych pozycji zostały powyginane niemiłosiernie. Stacja Warszawa Zachodnia. Nareszcie. Krótki dymek i już oczekuje na peronie na TLK ze Wschodniej do Krakowa. Mój wagon, mój przedział, moje miejsce… wolne. Co prawda środkowe, ale… moje oczy nie mogły uwierzyć… 2 klasa i przedziały sześcioosobowe. Szerokie wygodne fotele i już mi ten środek nawet nie przeszkadza J I faktycznie - tutaj ze snem było już dużo lepiej, chociaż jak to w pociągu – bez rewelacji. Poranek już świta a przede mną roztacza się już po raz kolejny w moim życiu miasto królewskie. Z dworca szybko pędzę jeszcze na szybka kawuchę do kumpeli, zostawiam bagaże i już razem wyruszamy na podbój Nowej Huty. Tam dotrzeć – nie lada trasa. I jak to przy dłuższym pobytowaniu i intensywnym zwiedzaniu w dużym mieście bywa -  zamiast biletów jednorazowych w miejskiej komunikacji korzystam z bardziej opłacalnych krótkookresowych - dobowych lub dwudobowych. Nie musisz się martwić za każdy razem o bilet i jeździsz czym chcesz! Tak też robimy i wsiadamy w pierwszy autobus na Nowa Hutę. Ogromny Plac Centralny jak Plac Czerwony w Moskwie, monumentalne socjalistyczne gmachy jak te jeszcze niedawno widziane w Katowicach, posiane wysokimi blokami sypialnie - jednym słowa duma socjalistycznych budowniczych! Tak to sobie właśnie wyobrażałem. I się zdziwiłem. Kompletnie się zdziwiłem. Plac Centralny rozczarował mnie na całego, średni a nie olbrzymi, zielony a nie wylany betonem, no i w końcu - nie gmachy a niewielkie zabudowania wczesnej komuny. Do tego na jednym skrzydle widok na łąki i na dobicie blaszak Nowohuckiego Centrum Kultury. Nie, to nie jest to, czego się spodziewałem. Ale nie zrażajmy się! Podążmy do paszczy lwa, w głąb nowohuckiej puszczy. Kolejny punkt - Aleja Róż. Podobno latem obsadzona kwiatami jest tu jedynym pięknym miejscem – teraz bez róż szara i smutna. Już jesteśmy w sercu tutejszych blokowisk. I w tym przypadku pomyliłem się niesamowicie. To nie bijące płytowymi wieżowcami do nieba osiedla z lat siedemdziesiątych, tylko skromne bloczki znów wczesnej komuny. Chyba przed przyjazdem za mało historycznych faktów łyknąłem i stąd moje mylne wyobrażenie. Do obejrzenia tu pozostał jeszcze tylko teatr ludowy. Też nie wywarł na mnie jakiegoś większego wrażenia. Wydostajemy się już powoli z wielkomiejskiej części Nowej Huty i przedostajemy do okolic jej wiejskich korzeni. Tu już spokojnie. Tu już zielono. Tu już ładnie. Tu odnajdujemy między innymi dworek Matejki i przykład pięknej sakralnej architektury drewnianej. Ta enklawa jest zatrzaśnięta z jednej strony wspomnianymi już blokowiskami, a z drugiej - ot powodem powstania dzielnicy. I właśnie docieramy pod bramy tego powodu – Huty im. Sędzimira. O wielkiej zadumie nad jej widokiem mowy być nie może szybko więc przemieszczamy się dalej w poszukiwaniu jeszcze dwóch kościelnych akcentów tej dzielnicy - opactwa i kolejnego drewnianego kościółka. Wizyta tu zakończona, tramwaj do centrum już podjechał, a ja? Ja rozczarowany. Naprawdę rozczarowany. Zamiast zostać przybity ogromem socjalizmu, dzieł rąk ludowych budowniczych, zostałem uraczony jakby namiastką, szarą tego namiastką. I tak po tej wizycie już wiem, że tu przyjeżdżać aż tak warto nie jest , że dla mnie symbolem socjalistycznego majstersztyku pozostaną nadal Katowice.
TRASA

 
1. Plac Centralny
2. Aleja Róż
3. Teatr Ludowy
4. Dworek Jana Matejski, 5. Kościół Św. Jana Chrzciciela

6. Huta im. T. Sendzimira
7. Kościół Św. Bartłomieja
8. Opactwo Cystersów
DOJAZD



PODRÓŻ 14

Początek podróży...

A później...