"... Dookoła pełno zabudowań mieszkalnych i gospodarskich - widać, iż bracia prócz modlitw zajmują się paroma hektarami..."
Pociąg relacji Poznań – Kutno stoi już na peronie. Kursem
tym dojadę do wszystkich moich punktów podróży – Słupcy, Konina, Koła, ja
jednak wysiadam na tym pierwszym. Skład pociągu to mniej poręczny wagon z
przedziałami gdzie w przedsionku ledwo co samemu się można pomieścić, a co
dopiero z rowerem, oraz bardziej poręczne wagony piętrowe. Tu przedsionek duży
i przynajmniej wjechać z rowerem jest łatwiej. W środku może trochę zawadzać i
torować jeden z korytarzyków na górę ale są przecież dwa. Wypełnienie pociągu
maławe, ale co się dziwić, w dzień roboczy z rana wszyscy przyjmują kierunek bardziej
do, niż z dużego miasta. W takiej sytuacji próbuję się przez wąski korytarzyk
wgramolić na półpiętro. I rower nie będzie zawadzał, i ja będę go miał na
siedząco cały czas na oku. Udało się. Półtoragodzinna trasa przede mną. Muszę
się porządnie wysiedzieć bo za chwile czeka mnie pierwszy odcinek rowerowy ze
Słupcy do Lądu. Ani się obejrzałem a już dojechałem do stacji SŁUPCA. Stacyjka
mała, dworzec pokaźniejszy. Samo miasto zostawiam na koniec, teraz mknę już
rowerem do Lądu. Po drodze mijam kolejne wioski. Jakby inne od tych widzianych
w Lubuskim czy Dolnośląskim. Zabudowa niespójna, pokaźne gospodarstwa, tu widać
jednak wspomniany typowo rolniczy, przedsiębiorczy i wielko gospodarski
charakter regionu. Dwie wieże kościelne. Z daleka widzę już klasztor w Lądzie.
Sama miejscowość malutka, niepozorna. Mam wrażenie, że połowę miejscowości
zajmuje klasztor, gdyż ten okazuje się dość spory. To nie tylko klasztorna
kaplica (zresztą bardzo urokliwa z przepięknymi ściennymi malowidłami – chyba
te malowidła tak naprawdę budzą we mnie największy szacun w kościołach).
Dookoła pełno zabudowań mieszkalnych – pokaźnych okalających cały teren tak, że
trudno dostrzec co kryje się w środku, i gospodarskich - widać, iż bracia prócz
modlitw zajmują się paroma hektarami. Objechałem dookoła, żadnego brata spotkać
mi nie było dane, wracam więc na podbój Słupcy. Tutaj – jak sakralnie to
sakralnie, czekają mnie przede wszystkim atrakcje kościelne. Już na wjeździe
pierwszy. Cieszy oko tym, iż jest nie jest pospolicie murowany a drewniany.
Niestety zamknięty. Szkoda, bo chętnie bym go zobaczył od środka. Już w centrum
i widoczna już z daleka tutejsza fara. Po chwili docieram do centralnego punktu
miasta – nie rynku, tylko placu Wolności, na jego środku, nie ratusz, tylko
pomnik, a ja nie zachwycony, tylko zmysłowo oziębły. Ponieważ oziębły również cieleśnie
ze względu na wietrzną i chłodną pogodę, pędzę do kolejnych wcześniej w internecie
wyszukanych atrakcji. Niestety murów miejskich nie znalazłem, synagoga to już
bardziej dom mieszkalny, jedynie jezioro z małą plażą bez zarzutu, ale też i bez
fajerwerków. Chyba jednak bardziej niż tutejszymi atrakcjami to w wagonie
pociągu się rozgrzeję – pędzę więc na dworzec.
Słupca: dworzec kolejowy
Ląd: widok na zespół klasztorny cystersów
Ląd: kościół pw. NMP i św. Mikołaja
Słupca: kościół pw. św. Leonarda
Słupca: kościół pw. św. Wawrzyńca
Słupca: Pomnik Poległych za Wolność Ojczyzny na rynku
Słupca: widok na jezioro Słupeckie