Z przesiadką w Rzepinie
W pociągu relacji Zbąszynek – Rzepin, którym to zabrałem się
z Wilkowa Świebodzińskiego, tłoku nie ma. To wyjaśnia, dlaczego na tym odcinku
kursują w przeciągu doby tylko cztery pary pociągów regionalnych (podobnie jak
na linii Zbąszynek – Gorzów). Przy takiej
częstotliwości kursowania planując tu wyjazd trzeba się nieźle napocić. Docieram do Rzepina – sądząc po
wyeksponowanej przy peronie ciuchci to także miasteczko kolejowe. Niestety lekko
ponad trzydziestominutowy zapas na przesiadkę wystarczył mi tylko na hamburgera
i małe luknięcie na przydworcowe okolice. Może kiedyś czas przesiadkowy będzie dłuższy, zwiedzę tą
kolejową mieścinę i dowiem się, dlaczego przy centralnym rondzie wyeksponowany jest pomnik jelenia… Na dworcowy peron podjeżdża już podwójny skład z Zielonej Góry do Szczecina, zatem w drogę do
Kostrzyna! Pociąg pustawy - woodstockowiczów
pewnie za dużo w tym roku nie ma… Zbliżamy się. Stacja KOSTRZYN. Domysły o
małej frekwencji okazały się złudne już na obleganych tłumem peronach i
terenach przydworcowych. Sam dworzec kolejowy okazuje się na tyle interesującym
miejscem, że na chwile tu przystaje. I nie tyle ciekawy jest zabytkowy budynek
dworca, właśnie odrestaurowywany, co układ peronów – jako jeden z nielicznych w
kraju dworzec ten jest dwupoziomowy. Ale nie dworzec przyjechałem tu oglądać –
ruszam więc na przystanek. Na miejsce wiodą mnie zmierzające tam tłumy. Po całym
mieście kręcą się woodstockowicze, stado policji i wolontariuszy, zapowiada się mega
wydarzenie! Docieram na miejsce i w tym momencie pojawia się najważniejsze moje przesłanie
z tej wycieczki – nie zabieraj na Przystanek roweru! Niestety przez tłumy i
niewiarygodny ścisk nie udało mi się przedrzeć i zobaczyć nawet sceny – musiały
mi wystarczyć „przedmieścia” koncertu i namioty Hare Kriszny. Z tego co zobaczyć zdążyłem jedno jest pewne
– niesamowity i niepowtarzalny klimat, „sex drugs and Rock n Roll” na całego! Na
pewno bardzo duże wydarzenie dla Kostrzyna. Jadąc z powrotem z Przystanku
przyglądam się miastu dokładniej – niestety kompletnie mnie nie ujmuje, żadnych
architektonicznych perełek, co gorsza mam wrażenie, że same bloki, baraki i
blaszaki. Nadzieję jednak dał mi napotkany drogowskaz – „Stare Miasto”.
Nareszcie coś do pozwiedzania - mknę więc dalej. Przemierzam piękną Wartę,
która już za chwilę uchodzi do Odry, i już jestem na miejscu. A tu –
gruzowisko, teraz okazuje się dopiero dlaczego w Kostrzynie starego miasta nie
ma – całe, calusieńkie zostało podczas wojny zrównane z ziemią – przerażające!
Dziś są tam uliczki jak kiedyś, lecz z domów pozostały tylko resztki
fundamentów. Na dawnym Starym Rynku jest fotografia jak wyglądało to miasto
przed wojną – przyznam, że zapowiadało się na niezłą metropolię – a zostało
nic…. I mimo początkowego negatywnego nastawienia na Kostrzyn i jego atrakcje,
spacer po czymś, gdzie teraz nie ma nic, zrobił na mnie takie wrażenie, że naprawdę
zachęcam do przyjazdu – refleksja nad przeszłością, teraźniejszością i
przyszłością gwarantowana! Ale ja już muszę wracać do Gorzowa. Pociąg tym razem pełen
fanów Przystanku. Rytmiczny stukot kół pociągu wprawia mnie w błogi senny
nastrój – w kościach czuję, że znów z wyjściem na miasto będzie ciężko :P I tak
też było. Zmęczony po całym dniu jadę z gorzowskiego dworca do mojego noclegowego biura a
wszyscy na ulicach już upojeni, już rozbawieni. Nie, nie zdążę się ogarnąć i dziś
znów wystarczyć mi musi piweczko pod kołderką. A od rana, bo pociąg powrotny dość wcześnie –
szybkie i trzeźwe spojrzenie na miasto….
Do początku podróży… (http://podroze-pkp.blogspot.com/2012/09/podroz-3.html)
Dworzec kolejowy
Przystanek Woodstock
Mury Twierdzy Kostrzyn
Brama Berlińska do Starego Miasta Kostrzyn