KOŁO

"A wszystko wygląda i stwarza wrażenie jakby było na pół gwizdka – i rynek..., i kościół ..., i ruiny zamku ..."





Przede mną ostatni odcinek podróży do przebycia - z Konina do Koła. Wpadam na dworzec tuż przed planową godzina odjazdu pociągu. Jak się okazało mój pośpiech był niewskazany. Dobre10 minut oczekiwałem jakiejkolwiek informacji o pociągu, by w końcu się dowiedzieć że jest opóźniony kolejne 20 minut. Bywa. Gorsze niż spóźnienie okazał skład samego pociągu. Wyłącznie wagony przedziałowe z wąskimi przedsionkami i korytarzykiem. Wgramolenie się samemu z rowerem chwilkę trwało. W przypadku takich wagonów już nie tyle ta ograniczona ilość miejsca w przedsionku na postawienie roweru jest najgorsza, co wsiadanie i wysiadanie przez wąskie drzwi – zwłaszcza, gdy dworcowy peron jest nisko usadowiony. Nie minęło pół godzinki i jestem w KOLE. I znów męczarnia, tym razem z wysiadaniem. Do tego przejście do miasta nad torami i dźwiganie rowerka dość wysokimi schodami L Będąc na górze nad torami odsłonił mi swe walory dotąd przysłonięty płotami (trwający remont) budynek tutejszego dworca – ładny, zabytkowy, będzie na pewno wizytówką zachęcającą do odwiedzin. Przez spóźnienie pociągu czasu w Kole mam niewiele, czym prędzej więc resztę zachwytów pozostawiam na dalszą część zwiedzania i mknę nad Wartę, gdzie pierwotnie kolski gród został ulokowany. Po chwili jestem na ulicy Mickiewicza, która w Kole zawiodła mnie do wszystkich najważniejszych zabytków. Jak się okazało, została nawet tu wyznaczona i przy każdym z nich oznakowana  miejska trasa zwiedzania. I tak po kolei – kościół ewangelicki, miejski spichlerz, ratusz, kościół farny, klasztor i w końcu przez ramie Warty już w stronę ruin zamku. Ruiny to dobre określenie bo faktycznie niewiele z tego zamku zostało – jedynie baszta i fragment murów. Duży plus dla miasta za ukłon w stronę turystów i wyznaczenie trasy. Ja nie zaliczyłem jedynie muzeum ceramiki, które już było zamknięte. Reasumując moje wrażenia z Koła -  nie wiem przez co, ale wyjeżdżam pełen niedosytu. Może przez to, że nie zdążyłem się podelektować tutejszymi zabytkami -  pobyt mój tutaj przebiegał w szybkim tempie, by zdążyć na ostatni pociąg powrotny. Może przez szarość dnia -  pora była już podwieczorna, do tego chłodno i dżdżyście. A może jednak tak właśnie Koło rzeczywiście wygląda. A wszystko wygląda i stwarza wrażenie jakby było na pół gwizdka – i rynek, gdzie prócz ładnego ratusza – puste luki po wyburzonych kamienicach, inne odrapane i brzydkie, i kościół – zwykły niczym się nie wyróżniający, i ruiny zamku – gdzieś daleko w polu, opustoszałe, bez opisu czy rycin jak dawniej wyglądał. Ale mam nadzieje, że to tylko kwestia czasu i Koło pełną para zajmie się rewitalizacja tych miejsc. Na planowany odjazd pociągu znów zdążyłem w ostatnim momencie. I znów podjechał ten sam skład z przedziałowymi wagonami. Jak by było mało, że wejście wąskie, to na domiar złego drzwi się same zamykały, tak że ładowałem się z rowerem chyba 5 minut. Pociąg pusty to wcisnę się z rowerkiem do przedziału, by chwile odsapnąć na siedząco. Niestety na tyle wyrozumiały nie był konduktor, szybko mnie cofnął do przedsionka i musiałem 2 godziny jazdy sterczeć z rowerem pod pachą L. Kończę więc ta podróż  z gorącą prośbą do kolejarzy o więcej serca dla rowerowych podróżników! J


Dworzec kolejowy

Kościół ewangelicko- augsburski Opatrzności Bożej

Spichlerz

Ratusz miejski

Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego

Kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny i klasztor bernardynów

Ruiny zamku

 
DOJAZD